[FM_form id="4"]

Ile kosztuje brak efektywności w pracy?

Jeśli Twoja praca jest mocno uzależniona od wyników, jakie osiągasz, czy kiedykolwiek liczyłeś ile kosztuje Twój brak efektywności? O ile nie zachęcam do tego, by stać się cyborgiem, to warto mieć świadomość, że ograniczanie marnotrawstw w pracy może mieć konkretne przełożenie np. na Twoje zarobki.

Czy brak efektywności da się w ogóle zmierzyć? Oczywiście! Wystarczy choćby zestawić liczbę marnowanych godzin z Twoją stawką godzinową.

Świetny artykuł na temat wyliczania kosztu czasu i swojej stawki godzinowej napisał Michał Szafrański, więc nie będę „wynajdywał koła na nowo”, tylko odeślę do jego arkusza kalkulacyjnego (na blogu udostępniam własną modyfikację tego kalkulatora – oczywiście za jego zgodą).

Mam nadzieję, że już go pobrałeś. Kiedy obliczysz wartość godziny swojej pracy, to zastanów się, jakie marnotrawstwa zdarzają ci się w pracy najczęściej i określ, jak często i w jakich ilościach ci się zdarzają. Spójrz teraz, jaka wychodzi z tego wartość pieniężna w skali roku. Jestem strasznie ciekaw, jakie to są kwoty (lub ilości godzin rocznie) w Twoim przypadku?

Czy wiesz, że płacisz za straty, które sam generujesz?

Może jesteś handlowcem i masz prowizję od sprzedaży? Może freelancerem i twoje zarobki zależą od ilości i wartości twoich zleceń, a może na stanowisku kierowniczym twoja pensja jest skorelowana z wynikami twojego zespołu?

Przyznam, że mimo, iż moje wynagrodzenie zależy tylko częściowo od moich wyników, a częściowo zawiera stały element podstawy, to dopiero kiedy zrobiłem sobie to ćwiczenie zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko to są realne pieniądze, które przez mój brak efektywności przeciekają mi przez palce.

Oczywiście to wyliczenie nie działa tak prosto w drugą stronę, tzn. ograniczanie ilości nieproduktywnych godzin nie musi od razu przełożyć się na wzrost zarobków o proporcjonalne wartości wynikające z twojej stawki godzinowej.

Mimo to, zależność między efektywnością a zarobkami istnieje i jest na to mnóstwo dowodów. To jest trochę tak, jak z inwestycjami. Wyobraź sobie, że każdy z nas ma określoną pulę środków i zasobów (np. czasu) i może je ulokować w inwestycje przynoszące różną stopę zwrotu. Jeśli lokuje je w niskowartościowe aktywa lub takie, które z definicji nie wypracowują zysku, (czyli czynności bezwartościowe), to albo nic nie zarabia albo wręcz ponosi stratę. A to w ogólnym rozliczeniu oznacza, że osiąga mniejsze zyski, niż gdyby większą pulę środków przeznaczał na aktywa wysokowartościowe.

Co jeszcze tracisz, kiedy akceptujesz marnotrawstwa?

Przyzwyczajanie się do marnotrawstw długofalowo grozi poważniejszymi skutkami. I nie chodzi tu już o utracone koszty twojego pracodawcy, tylko o ciebie. Jeśli nieczęsto podważasz status quo, (czyli „płyniesz z prądem”), wykonujesz swoją pracę bezrefleksyjnie, (bo przecież wszyscy tak robią) i nie zależy ci na doskonaleniu się, utrwalasz w sobie złe nawyki. Dzięki nim przyzwyczajasz się do bierności i mierności, która często prowadzi do frustracji i postawy roszczeniowej. A z nimi daleko nie zajedziesz w swojej karierze.

Wierzysz w to czy nie, ale jeśli się nie rozwijasz – stoisz w miejscu, czyli de facto się cofasz. Bo w tym samym czasie świat ciągle idzie do przodu i nie ogląda się na ciebie..

Jeszcze parę lat temu nikt nie śmiał wyobrażać sobie, że największa korporacja taksówkarska nie będzie miała żadnej taksówki, a jeden z największych pośredników w branży hotelarskiej nie będzie dysponował żadnym obiektem. A jednak na naszych oczach firmy, takie jak Uber czy Airbnb zmieniają od lat panujące zasady w biznesie, co dowodzi temu, w jak bardzo dynamicznym świecie żyjemy.

Jeśli chcesz więcej zarabiać lub pracować mniej, ale mądrzej, to musisz wnosić lepszą wartość na rynku pracy względem innych osób robiących podobne rzeczy do ciebie. Eliminowanie marnotrawstw jest właśnie jednym ze sposobów, by podnosić swoją wartość i skuteczność.

Mój szef i tak tego nie doceni…

Może być tak, że moje wcześniejsze przykładowe wyliczenia o kosztach pracodawcy nie bardzo do ciebie przemawiają, żeby nie powiedzieć, gdzie dokładnie je masz, (nie będę w szczegółach opisywał, jakiej części ciała to dotyczy). Głównie, jeśli pracujesz na etacie, (a szczególnie w „państwówce”), twoja pensja nie zależy od wyników twojej pracy i nie bardzo możesz liczyć na docenienie, podwyżkę lub awans za to, że będziesz starał się zwiększać swoją efektywność. Wtedy zwyczajnie możesz mieć takie poczucie, że to nie jest twój problem.

I z jednej strony wydaje się, że takie podejście do sprawy ma całkiem rozsądne uzasadnienie.

Nie chcę nikogo przekonywać, czy warto podejmować wysiłek związany z samorozwojem, bo kimże jestem, żeby mówić komuś, jak ma postępować? Nie chcę też nikogo namawiać do wytężonej pracy wyłącznie w imię idei, (choć cenię bardzo sensowną pracowitość). Swoje teksty jednak chcę kierować do tych osób, które chcą coś zmienić w sposobie lub miejscu swojej pracy, by dawała im więcej satysfakcji (jakkolwiek rozumianej).

Jeśli jednak ktoś jest w takiej sytuacji, że obecna praca to nie jest miejsce marzeń, może warto zadać sobie jedno pytanie – czy na pewno będę w tym miejscu pracować do końca życia? Jeśli nie, to co mogę zacząć robić już teraz, żeby udowodnić przyszłemu pracodawcy, że warto mnie zatrudnić?

Czy warto ograniczać marnotrawstwa?

Z powyższych badań na temat marnotrawstw niektóre wnioski nasuwają się samoistnie. Nie ma chyba firmy i pracownika na ziemi, których ten problem by nie dotyczył. Nawet przodujące zachodnie i japońskie firmy, które od dziesięcioleci wdrażają filozofię Kaizen i inne narzędzia służące podnoszeniu produktywności pracowników nie są wolne od marnotrawstw.

Wygląda więc na to, że marnotrawstwo w pracy jest faktem. A zatem jeśli ty będziesz starał się poprawiać swoją efektywność, będziesz pozytywnie wyróżniał się na tle innych pracowników. Jeśli zostanie to docenione tam, gdzie pracujesz – to korzyść dla ciebie. Jeśli nie, to zmień pracę na taką, gdzie ktoś to wreszcie zauważy (zarówno poprzez pochwały, jak też i wyższe zarobki) lub zmień zasady gry i zacznij pracować dla siebie.

W czasach rynku pracownika, gdy brakuje tak wielu rąk do pracy na stanowiskach wymagających konkretnego doświadczenia i kwalifikacji, osoba, która pracuje nad swoim rozwojem i jest w stanie udowodnić swoją wartość jest na wagę złota.

Który pracodawca nie chciałby mieć w swoich szeregach pracownika, którego nie trzeba poganiać batem i któremu samemu zależy na ciągłym podnoszeniu jakości swojej pracy?

Pociągnijmy dalej ten eksperyment, (na razie tylko myślowy):

  • Co by było, gdyby udało ci się wyeliminować choćby połowę z tych marnotrawstw? Jak by to wpłynęło na twoją pracę lub samopoczucie?
  • Co by było, gdybyś ten „zaoszczędzony” czas poświęcił na zajęcie się kluczowymi zadaniami na twoim stanowisku i polepszył swoje wyniki? Jak byś się wtedy czuł? Jak postrzegaliby cię inni? Jak postrzegałby cię szef lub twoi klienci?
  • Co by było, gdybyś ten czas poświęcił na to, co lubisz? To nie musi być od razu rzucanie się w wir pracy. Wyobraź sobie, że możesz dzięki temu wcześniej wyjść z pracy? Albo pozyskany czas przeznaczasz na przeczytanie fragmentu ulubionej książki, posłuchanie muzyki, czy cokolwiek, co sprawi ci przyjemność?

No dobrze, być może nie wszystkie z tych pomysłów można realizować w czasie pracy, jeśli pracujesz dla kogoś. Ale z drugiej strony, co by było, gdybyś zawarł taki kontrakt dżentelmeński ze swoim pracodawcą lub przełożonym, że jeśli wyeliminujesz lub ograniczysz konkretne marnotrawstwa na swoim stanowisku, to np. pozwoli ci jeden dzień w tygodniu wyjść wcześniej do domu?

Nie wierzysz, że to możliwe? W wielu firmach (i to polskich), które wdrażają filozofię Kaizen, normalną praktyką jest, że pracownicy, którzy zgłaszają swoje pomysły na usprawnienie pracy, otrzymują za to nagrody i inne benefity pracownicze. Pracując w na etacie, osobiście byłem odpowiedzialny za stworzenie i wdrożenie Systemu Sugestii, który umożliwia pracownikom zgłaszania swoich pomysłów usprawniających pracę i otrzymywania za nie punkty, które można następnie wymieniać na różne gadżety lub dni wolne od pracy. Można? Można.

Co zrobić z tą wiedzą?

Tym wpisem chciałem ci uświadomić, iż brak efektywności to konkretne straty, które ponosisz przede wszystkim ty. Połowa sukcesu to mieć tego świadomość oraz wiedzieć, jak duży jest ich zakres. Druga połowa to dążenie do ich eliminowania i szukanie rozwiązań bez względu na to, gdzie i jak pracujesz.

Mam nadzieję, że wiesz, do czego zmierzam. Nie wiem, jakiego masz szefa i czy twoje otoczenie sprzyja efektywnej pracy, ale jestem pewien, że wysiłek włożony w optymalizację tej sfery się opłaca.

Myślisz, że nakłonienie twojego pracodawcy do podwyżki lub dodatkowego dnia wolnego jest niemożliwe? Pomyśl, co by było, gdybyś np. dzięki mojemu arkuszowi i swoim pomysłom nie tylko wykazał, o ile w ciągu danego okresu (np. pół roku) udało ci się zmniejszyć ilość nieefektywnie spędzonych godzin, ale też obliczył wg swojej stawki godzinowej brutto, (czyli kosztów pracodawcy), jaki to dla niego„zysk”?

Jeśli rzetelnie udokumentujesz i uzasadnisz swoje wyliczenia, taki argument będzie naprawdę konkretem pokazującym nie tylko twoją proaktywną postawę i chęć rozwoju. Wykażesz się zrozumieniem, że twoja pensja „na rękę” nie jest jedynym kosztem, jaki ponosi za ciebie twój pracodawca i już sam ten fakt będzie pozytywnie oceniony przez twoich przełożonych. (Tak na marginesie dodam, że mało kto z osób pracujących na etacie, jakie znam, zdaje sobie sprawę, ile tak naprawdę jego wynagrodzenie realnie kosztuje jego pracodawcę).

Przede wszystkim jednak możesz wyróżnić się tym, że twoja „wartość netto”, jako pracownika będzie wyższa względem innych, którzy być może dostają tę samą pensję, (czyli stanowią dla pracodawcy ten sam koszt brutto, co ty), ale pracują gorzej. W porównaniu z nimi twój pracodawca, ponosząc te same koszty, będzie otrzymywał od ciebie więcej. Oczywiście przy dyskusjach o wynagrodzeniu itd. liczą się nie tylko dane liczbowe, ale też odpowiednie wyczucie, strategia i sposób prowadzenia rozmowy, ale to już temat na inny artykuł.

Tym podsumowaniem płynnie przechodzę do sugestii, że dobrze jest co jakiś czas się diagnozować w sferze marnotrawstw (polecam co pół roku). Jeśli z każdą taką diagnozą liczba zmarnowanych godzin maleje, to jesteś na dobrej drodze nie tylko do lepszej organizacji pracy, ale również budowania mocnej pozycji jako wartościowego pracownika lub eksperta.

Co o tym myślisz?[FM_form id=”5″]

2018-08-31T14:54:53+00:00Categories: Eliminowanie marnotrawstw|